Nikt nie lubi mieć długów. Poczucie bycia zależnym od kogoś nigdy nie jest specjalnie komfortowe, a kiedy dochodzi do tego poczucie wstydu, że nie zrealizowało się swoich zobowiązań w terminie, presja z zewnątrz łączy się z tą wewnętrzną. Tym gorzej na tym tle wypada informacja, że od wczoraj wszyscy jesteśmy dłużnikami u wyjątkowo bezwzględnego i niewzruszonego wierzyciela.
Wczoraj, 29 lipca, miał miejsce Światowy Dzień Długu Ekologicznego (World Overshoot Day). Każdego roku wypada coraz wcześniej i wydarzenie to niesie z sobą wiele bardzo złych informacji. Formuła wyznaczania tej daty wygląda bowiem następująco: jeśli całość zasobów naturalnych, które mogą się pojawić/zregenerować się w ciąu danego roku stanowi określoną wartość, to ŚDDE wypada w dzień, kiedy ludzkość zużyje cały ten zasób. Używając bardziej przemawiającego do wyobraźni przykładu: gdyby pod uwagę brać wyłącznie zasoby wody, to wczoraj nastąpił dzień, kiedy ludzkość zużyła całą wodę jaka w tym roku mogłaby zostać zebrana. Do końca roku, czyli przez 5 miesięcy (!) trzeba by było sięgać do rezerwy.
Z pustego w próżne
Po raz pierwszy Dzień Długu Ekologicznego wyznaczono w grudniu 1987 roku, wówczas do zerowego bilansu brakowało „zaledwie” ok. 2 tygodni. Dzisiaj jest to już ponad 5 miesięcy, a więc dziesięciokrotnie dłuższy odcinek czasu. Jeżeli ten stan braku równowagi nie zostanie zneutralizowany w najbliższej przyszłości, musimy przygotować się na scenariusz, gdy określone usługi czy produkty nie będą dla nas dostępne – bądź to z powodu wysokich cen, bądź braku możliwości ich wytworzenia. Tak – ilość zasobów jest ograniczona i możliwa jest sytuacja, kiedy zostaną one wyczerpane, wówczas jedyną możliwością sięgnięcia po nie będzie odzysk.
Gdyby szukać pozytywów w tej sytuacji, to można wskazać na jeden: sprawy zaszły już za daleko, by udawać, że problemu nie ma, lub ze nie dotyczy każdego z nas. Dzięki temu, udało się na przestrzeni ostatnich lat spopularyzować pojęcia śladu ekologicznego, recyklingu i coraz więcej konsumentów zwraca na nie uwagę.
Spłacimy wszyscy, ale…kto pożyczył?
Skoro to NASZ dostęp do zasobów planety jest zagrożony, warto odpowiedzieć sobie na pytanie, kto jest odpowiedzialny za tak intensywną eksploatację. Dość często można spotkać się z opinią, że zanieczyszczenia i grabieżcza polityka dysponowania bogactwami naturalnymi to domena największych korporacji produkcyjnych świata. Jest w tym sporo prawdy, bo wg Carbon Majors Report, dokumentu stworzonego przez organizację non-profit CDP wspólnie z Climate Accountability Institute, aż 71% emisji gazów cieplarnianych jest generowanych przez zaledwie 100 wielkich firm. Sytuacja wygląda podobnie na polu eksploatacji innych surowców i innego rodzaju zanieczyszczeń.
Powyższe nie oznacza jednak, że dług ekologiczny jest domeną wyłącznie wielkich korporacji. Ich działalność wynika przecież z zapotrzebowania na produkty i usługi, jakie kreuje każdy z nas swoimi codziennymi wyborami. Wszystko, czego używamy, pozostawia po sobie ślad ekologiczny. Wartość tegóż potrafi zaskoczyć; jeśli skupimy się wyłącznie na wodzie, jak we wcześniejszym przykładzie, to np. produkcja jednego kilograma wołowiny pochłania ponad 4 500 litrów wody, a samochodu – ok. 370 000. Są to potężne ilości, zwłaszcza gdy zestawi się je z faktem powszechnego braku wody w niektórych częściach świata – tam takie ilości mogłyby uratować wiele istnień.
Kto problem stworzył, powinien go rozwiązać
Praprzyczyną nadmiernej eksploracji zasobów planety nie jesteśmy jednak my sami i nadmierna konsumpcja, która stymuluje intensywną produkcję. To raczej problem wewnętrzny, wynikający z braku świadomości konsekwencji swoich wyborów oraz możliwości sprawdzenia ich skutków, zanim się one wydarzą. Dlatego najlepszą drogą powrotu do normalności i zmniejszania długu jest edukacja i narzędzia, które pozwalają precyzyjnie mierzyć efekty różnych działań w wymiarze środowiskowym. Suma małych zmian w życiu każdego z nas niegdyś była cegiełką, która doprowadziła do spiętrzenia problemów – dzisiaj, dzięki sprawdzonej wiedzy, możemy ten stan rzeczy odwrócić.
Fogees również realizuje ten cel. Dzięki funkcji symulacji rozprzestrzeniania się smogu i zmian natężenia stopnia zanieczyszczeń, system wskazuje, które z proponowanych rozwiązań inwestycyjnych (np. wymiana pieców, zmiana przebiegu dróg, budowa nowego osiedla w określonej lokalizacji) okaże się najlepsze pod względem środowiskowym. Pozwala to w konsekwencji na podejmowanie działań, które będą minimalizowały natężenie smogu, a co za tym idzie, ograniczą również pobór cennych zasobów naturalnych, m.in. paliw.