fbpx

Stary problem, nowe rozwiązania

Zanieczyszczenie powietrza, według ostatnich badań, nie powinno być dla nas nowością. Przez wieki zmagali się z nim nasi przodkowie. W dzisiejszym świecie, mimo rosnącej świadomości ekologicznej, zdarza się, że o tym zagadnieniu zapominamy lub bagatelizujemy jego wpływ. Pamięć o tym, do czego wcześniej prowadziła podobna niefrasobliwość, powinna dziś tym bardziej być fundamentem nowego podejścia do ekologii.

Wbrew popularnemu przekazowi medialnemu, przyczyną smogu i innych zanieczyszczeń powietrza nie muszą być duże zakłady przemysłowe ani intensywny ruch uliczny. W mumiach ze starożytnego Egiptu i m.in. Peru stwierdzono obecność tkanek, wskazujących na poważne choroby płuc – przyczyną był najprawdopodobniej dym, unoszący się z palenisk w pomieszczeniach. Ale nie było to wówczas jedyne źródło skażenia. Belgijska naukowczyni, Celia Sapart, odkryła dowody na wysokie zanieczyszczenie powietrza metanem także w innych kulturach przedchrześcijańskich, m.in. w starożytnym Rzymie czy Chinach (dynastia Han). Przyczyną miałby być rozwój rolnictwa, m.in. trzymanie zwierząt hodowlanych w domostwach czy masowa hodowla ryżu. Najprawdopodobniej masowa produkcja broni również miała swój udział w zwiększeniu emisji metanu – ówczesna prymitywna infrastruktura hutnicza oraz kowalstwo wymagały ciągłego opalania pieców dużymi ilościami drewna. Upadek tych cywilizacji, wg badaczy, spowodował zmniejszenie emisji metanu na obszarach, gdzie funkcjonowały.

Setki lat później, w średniowiecznej (XII w.) Anglii wysokie ceny drewna opałowego spowodowały rosnącą popularność węgla. Już wtedy to paliwo cieszyło się złą sławą. Wierzono, że ma negatywny wpływ na zdrowie, utrudnia koncentrację, oddychanie i myślenie. Co ciekawe, szczególnymi przeciwnikami użycia węgla byli ówcześni władcy, m.in. Eleonora Akwitańska, Eleonora Prowansalska, czy Edward I, który w 1506 roku wprowadził zakaz palenia węglem w Londynie w trakcie trwania obrad parlamentu. Niestety, próby ograniczenia emisji szkodliwych związków chemicznych do atmosfery, nie zakończyły się sukcesem.

Wysoka cena rozwoju

Mimo wprowadzania restrykcji antysmogowych (jak dziś byśmy je nazwali) w krajach europejskich, samego zjawiska nie udało się ograniczyć. Jedną z przyczyn było niewiarygodne tempo rozwoju cywilizacji. Nowe technologie produkcji wymagały większej ilości zasobów naturalnych, a ich pozyskiwanie – odpowiedniej ilości maszyn i innego sprzętu. Niska cena węgla powodowała, że był on powszechnie stosowany, tak w przemyśle, jak i w użytku prywatnym. Większość wielkich odkryć wiązała się ze zwiększeniem poziomu zanieczyszczeń. Dotyczy to także wydarzeń pozornie niewinnych, jak np. odkrycia geograficzne – badacze klimatu znaleźli dowody na to, że stosowane wcześnie przez hiszpańskich konkwistadorów techniki wydobycia  metali, powodowały emisję sporych zawartości metali ciężkich (w tym np. ołowiu) do atmosfery. Ślady tych zanieczyszczeń są wciąż obecne w pobliżu dawnych kopalń, hut i warsztatów.

Zanieczyszczenia pełną parą

Wynalezienie parowego silnika przez Jamesa Watta w 1763 roku zintensyfikowało procesy produkcyjne i trwale zmieniło model życia społeczeństw. Miejsca małych miast i niewielkich zakładów przemysłowych zastąpiły wielkie aglomeracje i potężne fabryki, pracujące intensywnie dzień i noc. Musiało się to negatywnie odbić na stanie środowiska i komforcie życia w tych miejscach. Mimo niedoskonałej aparatury badawczej, współcześni wiedzieli, co jest przyczyną poważnych chorób i zgonów wśród mieszkańców regionów przemysłowych. Najwcześniej reagowano tam, gdzie najszybciej skala zjawiska osiągnęła krytyczny poziom – w Anglii. W 1835 r. matematyk i wynalazca, Charles Babbage, opublikował tezę, że czarny dym z komina wiąże się z dużą emisją CO2, szkodliwego dla zdrowia oraz może wywoływać zmiany klimatu. Na fali protestów społecznych powoływano do życia organizacje, mające za cel walczyć z „dymem”, jak np. Manchester’s Association for the Prevention of Smoke (1842 r.). Ich skuteczność była jednak niewielka. Wynikało to z problemów pomiarowych i niedoskonałości ówczesnych technologii. W wielu przypadkach o ocenie stopnia zanieczyszczeń decydowano na podstawie barwy i objętości dymu z komina fabryki, wychodząc z założenia, że im ciemniejsza barwa i większa chmura, tym mniej efektywnie węgiel jest wykorzystywany. W przypadku dzielnic przemysłowych trudno było jednoznacznie określić, która fabryka i w jakim stopniu była odpowiedzialna za powstawanie szarej mgły nad miastem, co było na rękę właścicielom tych zakładów. Sprzymierzeńcem dużych firm produkcyjnych były także rządy europejskich państw. Silniki i maszyny, które można było uznać za bardziej „ekologiczne” (w dzisiejszym rozumieniu tego słowa) były droższe i mniej wydajne od tych, które wykorzystywały węgiel. W imię zwiększania norm produkcyjnych przymykano więc oko na łamanie przepisów odnośnie emisji szkodliwych substancji.

Punkty zwrotne

Sroga zima w Londynie w 1880 roku spowodowała znaczne zwiększenie zużycia węgla – tak do celów przemysłowych, jak i do ocieplania mieszkań. Na kilka dni miasto okryło się całkowicie szarozieloną mgłą smogu. Brak wiatru i większych obszarów zieleni spowodował emisję ogromnych ilości szkodliwych substancji do atmosfery, zwłaszcza pyłu zawieszonego oraz dwutlenku siarki. W wyniku chorób układu oddechowego zginęło niemal 12 tysięcy mieszkańców, a kilkadziesiąt tysięcy musiało zostać hospitalizowanych. Dla ówczesnego świata skala tego wydarzenia była ogromnym szokiem. Jeszcze większym zaskoczeniem była świadomość, że ówczesny system prawny i aktualne rozwiązania technologiczne nie są w stanie zapobiec ponownym kryzysom tego typu. W samym Londynie sytuacja miała miejsce ponownie, w 1892 roku – zginęło wówczas 1000 osób. Chmura smogu, dosłownie i w przenośni, rozrastała się i obejmowała coraz większe obszary na całym świecie, pochłaniając tysiące ofiar. Problemu nie dało się już ignorować, został on też w końcu oficjalnie nazwany. Dr Harold Antoine Des Voeux, wypowiadając się o „śmierdzącej mgle” w Glasgow w 1909 roku (1000 ofiar) stworzył termin „smog”, będący złożeniem dwóch angielskich słów: smoke (dym) i fog (mgła).

Londyński kryzys z końcówki XIX wieku miał ogromny wpływ na budowanie świadomości ekologicznej oraz prozdrowotnej. Uważa się, że to on doprowadził do powstania krajowych oraz międzynarodowych regulacji oraz porozumień, dotyczących norm emisyjnych. Nie uchroniło to jednak świata, ani nawet samych mieszkańców Londynu przed innymi incydentami. Za najsławniejszy uchodzi tzw. Wielki Smog Londyński z 1952 roku, który w ciągu pięciu dni pochłonął ponad 12 tysięcy ofiar. Wydarzenie to odbiło się szerokim echem nie tylko ze względu na swoją skalę, ale także bardzo symboliczny i obrazowy przebieg. Widoczność w mieście była tak słaba, że policjanci kierowali ruchem, używając pochodni, a dzieci szły do szkoły, trzymając się za ręce, by nie zgubić się w ciemnej, trującej mgle. Zawieszono działanie większości środków transportu. W ciągu dnia było tak ciemno, że mimo włączonych świateł, kierowcy autobusów potrzebowali „naprowadzania” ze strony osób postronnych, idących chodnikiem obok trasy pojazdu. We wspomnieniach osób, które przeżyły katastrofę, powtarza się także obraz maseczek i szalików, które po powrocie do domu były czarne od sadzy. Wydarzenia grudnia 1952 roku były szeroko omawiane i transmitowane dzięki mediom masowym; dzięki temu walka z zanieczyszczeniami powietrza zyskała znaczący rozpęd i poparcie. Szokujące sceny z Londynu stały się przyczynkiem do powstania wielu prawnych regulacji, m.in. amerykańskiej Air Pollution Control Act z 1955 roku czy brytyjskiej Clean Air Act z 1956 roku. Dopiero od tamtego momentu możemy mówić o zorganizowanej, spójnej i efektywnej polityce klimatycznej.

Powstać z, nomen omen, popiołów

Patrząc wstecz, trudno oprzeć się wrażeniu, że walka ze smogiem kilkaset lat temu wyglądała podobnie do tej, jaką możemy zaobserwować obecnie. Na jednym froncie toczy się gra o uwagę, zrozumienie i aprobatę innych ludzi, szczególnie tych o wysokiej pozycji społeczno-politycznej. Na drugim, rozwija się system prawny, systemy diagnozowania i kontroli, po to by móc identyfikować i dezaktywować kolejne ogniska smogu. Do niedawna, działania w tej materii były oparte głównie o intuicję i osobiste przekonania. Nawet na stosunkowo niewielkich obszarach nie było zgodności co do tego, jaki czynnik i w jakim stopniu wywołuje smog oraz jak z tym zjawiskiem walczyć. Dzisiaj, dzięki precyzyjnym metodom pomiarowym i symulacjom, wykorzystującym zaawansowane modele matematyczne, możemy przestać działać po omacku. Co więcej, dysponujemy już możliwością sprawdzenia potencjalnych skutków danej inwestycji jeszcze przed jej wdrożeniem. Jesteśmy zatem w stanie z dużą pewnością projektować infrastrukturę, która zapewni nam pożądaną efektywność, ale jednocześnie pozostanie środowiskowo neutralna i ograniczy emisję szkodliwych substancji.

Mahatma Gandhi powiedział kiedyś: „Przyszłość zależy od tego, co robisz dzisiaj”. W kontekście ekologii, to przesłanie nigdy nie było bardziej aktualne. Dysponujemy już odpowiednimi narzędziami i świadomością, by tworzyć lepszy świat dla nas samych i przyszłych pokoleń. Tylko od nas zależy, jak tę niepowtarzalną szansę wykorzystamy.